czwartek, 24 września 2009

Indonezyjska grzecznośc

Temat nader istotny, a dotychczas przeze mnie pomijany.
Najbardziej podstawową formą grzeczności jest odpowiedni sposób witania i zwracania się do ludzi. W kwestii powitania istnieją trzy znane mi kategorie:

- sztywna, tradycyjnie muzułmańska, stosowana zwłaszcza przez silnie wierzące kobiety - jeśli ktoś wyciąga w Twoją stronę ręcę złożone jak do modlitwy, należy pochylic się lekko, złożyc swoje dłonie podobnie i wsunąc pomiędzy dłonie drugiej osoby, następnie wyprostowac się lekko unosząc (wciąż złożone w modlitewnym geście) ręce. Formułka powitania brzmi: powitanie - "Assalamaleikum" (Indonezyjczykom poprawna wymowa arabska jest raczej obca), odpowiedź - "Łaraleikum salam". Takie powitanie automatycznie daje do zrozumienia że masz do czynienia z kimś silnie religijnym (niekoniecznie autentycznie, nie rzadko tylko na pokaz), który będzie zachowywał rezerwę w rozmowie. Na szczęście tego typu powitanie jest rzadko spotykane.

- grzeczna, wobec osób starszych (>50 lat) płci obojga. Jest czymś czego druga osoba nie sygnalizuje i nie oczekuje od białego, ale bardzo pomaga zdobyc sobie jej sympatię. Wyraża szacunek należny w tutejszej kulturze każdemu kto jest ewidentnie starszy, szczególnie rodzicom i dziadkom. Takie osoby spotykając "Bule" wyciągną zwyczajnie rękę na powitanie. Można nią oczywiście po zachodniemu potrząsnąc, ale zdecydowanie lepiej jest zastosowac się do zwyczaju i dotknąc nią swojego czoła. Kontakt pomiędzy czołem a dłonią uzyskac można zarówno przyciągając rękę gospodarza, jak i pochylając własną głowę, przy czym to drugie jest oczywiście o wiele milej widziane ;)
Obowiązują "książkowe" wersje powitań rozpoczynające się od "selamat".

- kolokwialna, stosowana wobec całej reszty o ile okoliczności sprzyjają. Dominuje wysokie podawanie ręki w stylu "na piątkę", za werbalne powitanie służy "Halo" okraszone zwykle imieniem rozmówcy, "Apa kabar?" (Jak się masz) lub "Sehat?" (Zdrowy?). Najbardziej uniwersalnym pożegnaniem jest "sempai nanti!" (lit. do niedługo = na razie). W przypadku dołączania do większej grupki ludzi dobrze się sprawdza "Halo semua!" (cześc wszystkim)

Drugi poziom to typowe bla-bla-bla (odpowiednik polskich uwag o pogodzie), które potrafi w tym kraju przybierac monstrualne rozmiary. Cierpliwośc każdego obcokrajowca który przyzna się do swojej znajomości bahasy trenują tysiące zwyczajowych pytań spośród których najpopularniejsze są:
1.Od ludzi już uprzednio poznanych:
Apa kabar? (jak się masz?)
Sehat? (~jak zdrowie?) (zwykle po dłuższym okresie bez spotkania, także w wariantach dotyczaych rodziny adresata)
Ke mana? (dokąd idziesz?)
Dari mana? (skąd idziesz?)
Lagi apa kamu? (co porabiasz?)

2.Od świeżo poznanych:
Do you have a facebook account? ;]
Apa agama kamu? (jakiego jesteś wyznania?) (chorobliwie częste pytanie, ze względu na brak aprobaty dla wszystkiego co nie jest zorganizowanym monoteizmem autor oficjalnie jest tu protestantem)
Berapa umurmu? (ile masz lat?)
Berapa lama ada kamu di Indonesia? (jak długo jesteś już w Indonezji?)
Di mana tinggal kamu? (gdzie mieszkasz?) (z niezrozumiałych dla autora powodów to pytanie stawiane jest nawet przez osoby które nie mają najmniejszego zamiaru go odwiedzac)

Poziom trzeci to pożegnanie. Nawet wśród wyluzowanych młodych ludzi, chocby i przyjaciół, pójście sobie dalej czy też opuszczenie spotkania bez podania jakiejś wymówki i poczekania na ich "silahkan" (= spoko, zgoda, możesz) jest odbierane jako afront. Podobnie kiedy w barze dostajesz jedzenie przed innymi. Niemal każdy Indonezyjczyk (za wyjątkiem znikomego procenta najbardziej zglobalizowanej młodzieży) w tej sytuacji uzna za stosowne spytac czy może zacząc pic/jeśc przed innymi, nie rzadko dodatkowo proponując reszcie poczęstowanie się. Ach, zapomniałbym. Kolejny zwyczaj - kiedy grupa znajomych/przyjaciół je wspólnie zwykle za wszystko płaci jedna osoba. Autor na szczęście póki co jest raczej osobą za którą jest płacone niż tą, która płaci ;)

poniedziałek, 21 września 2009

Hari raya Idul Fitri - świąteczne spotkanie na posiadłości prof.Eddy'ego

Wielkie muzułmańskie święto przez które wczoraj w nocy nie umiałem zasnąc (wszystkie meczety zapuszczają zawodzenia na pełny regulator przez całą noc, plus fajerwerki, brzmi to w sumie jak chór zakochanych kotów).
Dzisiaj pojechaliśmy na świąteczne spotkanie na posiadłośc prof.Eddy'ego, fajnie było. Nie chce mi się opisywac, niech zdjęcia zdadzą relację:
 
Na lewo od autora Szymon, pomiędzy nami prof. Eddy Yusuf, na prawo od autora Rada, na prawym skraju Husni, wszędzie indziej studenci z Somalii i Ghany.


Autor i córki profesora Eddy'ego, ta po prawej stanowi chyba wystarczająco twierdzącą odpowiedź na często powtarzane pod moim adresem pytanie "A są tam ładne dziewczyny?".


Razem z Radą bawimy się z dzieciakami w grę w odliczanie ;] 


Ośrodek przyjęcia, na dole staw z rybami.

Po drodze, typowe banduńskie widoczki. Na zdjęciu jeden i trzy możecie zauważyc że nawet biedny kraj jakim jest Indonezja może miec drogi lepsze od polskich. Wstyd ojczyzno, wstyd.

sobota, 19 września 2009

Kosu zdjęc garstka

Wszystkie zdjęcia przedstawiają ten sam kos, w którym mieszkam, jedynie z różnych punktów obserwacyjnych.





Wejście do kosu od ulicy. Drzwi po lewej to pokój Szymona, zaraz obok drzwi na dziedziniec i tym samym większą częśc kosu, po prawej za krzewami skrywają się drzwi do domu rodziny Suntoro (gospodarze kosu).







Widok na przedni ogródek od strony drzwi do domu rodziny Suntoro.





Dziedziniec. Po lewej jeden pokój, po prawej kuchnia i przez nią wejście do domu gospodarzy, na dół i w lewo cztery pokoje, w tym mój, na górę i w lewo trzy pokoje, na dół i w prawo łazienki i pralnia, na górę i w prawo dwa pokoje w trakcie remontu, na górę i prosto taras.

Widok na dziedziniec od strony tarasu. W tle centrum handlowe budowane po drugiej strony ulicy.




Taras, w tle gęsta zabudowa Bandungu.


Labirynt pod tarasem.


Mój pokój.

środa, 16 września 2009

Kilka zdjęc



Gorace powitanie na lotnisku w Jakarcie, jedna z pierwszych rzeczy jakie widzi przybysz w Indonezji ;f

Indonezyjskie wyposażenie kąpielowe. Ze zbiornika nabiera się czerpakiem zimną wodę i polewa ciało. Ot, luksusy.







Zdzichu, król moich pokojowych gekonów.




Choki dan teman-temannya (Choki i jego ekipa)



Typowy angkot, zdjęcie ukradzione googlom, ale równie dobrze mógłbym je zrobic sam, nawet wiem którędy i dokąd uwieczniony tu angkot kursuje. To jest tutejsza komunkacja miejska, w niezbyt pojemnym wnętrzu takiego pojazdu kierowcy potrafią upchnąc po 12 klientów. Cena: 1000-3000 rp zależnie od dystansu.

Tytułem wprowadzenia

Najważniejsze postaci:

Uniżony autor blogaska tego - Jan Janiczek (a także Yan Yanicek w miejscowej pisowni), w Polsce student drugiego roku językoznawstwa na UAM-ie, gdzie miał okazję poznac trochę języka indonezyjskiego, co natchnęło go do szaleńczej nieco wyprawy na stypendium Darmasisiwa do Indonezji, konkretniej do Bandungu. Obecnie student unpasu (Universitas Pasundan - uniwersytet sundajski) i wciąż jeszcze dośc nieporadny bule (określenie którym Indonezyjczycy czule obdarzają białych).

Husni - koordynator darmasisiwy na mojej uczelni, wykładowca "business communication" i tym samym jedyna wysoko postawiona osoba na unpasie która zna angielski na przyzwoitym poziomie. Cieszy się złą sławą wśród poprzednich banduńskich darmasiswowców, więc jesteśmy ostrożni, póki co jego jedyne przewiny wobec nas to notoryczne spóźnialstwo (normą jest godzina opóźnienia przy spotkaniach i dwa tygodnie przy załatwianiu) i równie notoryczne próby poderwania Rady. Cztery razy w tygodniu niezbyt poradnie próbuje uczyc nas indonezyjskiego.

Rada (Radmila) - śliczna tudzież sympatyczna dziewczyna z Uzbekistanu, dwa lata starsza od autora, jedyna oprócz niego darmasiswowa studentka na unpasie. Zamieszkuje wraz z dwójką przyjaciół z Uzbekistanu (Adina i Sanjar) w domku na północnym zadupiu miasta. W Uzbekistanie studentka dziwacznego ale nieźle brzmiącego w jej opisie programu quasi-anglistyki. Lubi gotowac, niestety jest muzułmanką. Obiekt zachwytów Husniego, Szymona oraz (w mniejszym stopniu) autora.

Sanjar - kumpel Rady z Uzbekistanu, człowiek o posturze niedźwiedzia który straszy miejscowych geograficznych ignorantów (czyli 99% populacji) twierdząc że pochodzi z Afganistanu. Słabo mówi po angielsku ale na ile autorowi udaje się z nim porozumiec mieszanym angielsko-rosyjskim, zdaje się byc bardzo w porządku.

Adina - straszliwie przeciętna dziewczyna z Uzbekistanu, najlepsza przyjaciółka Rady, silnie tęskniąca za domem, obecnie z powrotem w Uzbekistanie pod pretekstem choroby.

Bu Suntoro - właścicielka kosu w którym zamieszkują autor i Szymon, starsza kobieta o silnej moralności i jeszcze silniejszym poczuciu gościnności. Autorowi przypomina jego wschodnią rodzinę. Odwiedziny w jej kuchni w celu zdobycia ciepłej wody na herbatę lub kawę muszą, po prostu muszą skończyc się jakimś poczęstunkiem. Śwoją życzliwością wzbudza szacunek, swoją nieustępliwością w sprawach finansowych nieco mniej, choc ta przywara jest nader zrozumiała w tutejszych warunkach ekonomicznych. Ku radości autora daje radę z nią porozmawiac po angielsku.

Pak Suntoro - mąż właścicielki kosu, człowiek niezwykle zdrowy i żywiołowy jak na swoje osiemdziesiąt lat. Weteran wojny z Holendrami, bardzo sympatyczny i życzliwy.

Choki - wnuk właścicielki kosu, ubogi student ekonomii, jedyny znany autorowi gruby Indonezyjczyk, człowiek nieporadny lecz sympatyczny.

Simon (Szymon) - świeżo przybyły w ramach wymiany między UAM-em a unpasem student studiów doktoranckich, bule-weteran (dwa lata w Bandungu), człowiek obdarzony niebywałymi zdolnościami do poznawania i zaskarbiania sobie ludzi, płynnie mówiący po indonezyjsku i sundajsku, miejscowy playboy i quasi-gwiazda ze sporą ilością sesji zdjęciowych i kilkoma rolami w telewizji i teledyskach na koncie. Rozległośc jego kontaktów (przyjaźni się z miejscowymi gwiazdami, umożliwia autorowi luźne rozmawianie z ludźmi do których kelnerki podchodzą rumieńcem i zamiarem zdobycia autografu) wzbudza rispekt.

Profesor Eddy - najrówniejszy człowiek spośród kierownictwa unpasu, vicerektor uczelni, niestety słabo mówiący po angielsku. W przyszłości najprawdopodobniej osoba z którą autor załatiwac będzie większośc związanych ze studiami spraw.

Profesor Didi - rektor unpasu, zdaje się niemal równie sympatyczny jak prof.Eddy, ale po angielsku niestety ledwo duka.

Somalijczycy - najliczniejsi obcokrajowcy na unpasie, są w porządku ale autor musi szczerze wyznac że nie pamięta jeszcze ich imion.

Wschodni Timorczycy - sympatyczne małżeństwo zamieszkujące ten sam kos co autor, ku wielkiej uldze jego i Szymona nie są muzułmanami lecz katolikami, niestety ich obco brzmiące imiona również nie znalazły jeszcze drogi do pamięci autora.

Asat - nieautoryzowany parkingowy pobliskiego Indomaretu (najważniejsza siec minimarketów), człowiek bardzo ubogi i równie sympatyczny, zaskakująco dobrze mówiacy po angielsku jak na swoją pozycję społeczną. Znak rozpoznawczy - okulary w stylu Harry'ego Pottera.

Zdzichu - najpoteżniejszy gekon w komnacie autora, pogromca komarów i much.

Kluczowe miejsca:

Unpas sietabudi - położony na północnych obrzeżach miasta kampus na którym autor i Rada pobierają póki co lekcje indonezyjskiego.

Unpas tamansari - położony parę minut drogi pieszo od naszego kosu drugi najważniejszy kampus unpasu, miejsce na którym Husni wykłada, w czym byc może autor i Rada będą mu w przyszłości pomagac. Siedziba kilku organizacji studenckich, ogólnosportowej, górskiej, teatralnej (obdarzonej niebywałej urody rekrutantką) oraz dwóch innych z którymi autor tego bloga nie został jeszcze zaznajomiony.

Dom przy Jl.Kebon Kembang No 1, Taman sari, Bandung - położony w bardzo dogodnej, niemalże centralnej lokacji kos w którym zamieszkuje rodzina Suntoro, Choki, autor, Simon, małżeństwo z Timoru wsch. i kilkoro słabo jeszcze znanych autorowi indonezyjskich studentów. Wyposażony w trzy ubikacje, jedną kuchnię, maciupki ogródek i fajny taras. Wygody w typie prysznica, lodówki albo pralki nie są tu znane.

Jl.Tamansari - ulica pełna punktów ksero-drukarskich i niezliczonej ilości specyficznych lokali w których młodzi Indonezyjczycy tracą pieniądze na wynajmowanie playstation 2.

Jl.Ir.H.Juanda (Dago) - siedziba większości tutejszych outletów i klubów

ITB - Institut Teknologi Bandung, prawdopodobnie najlepsza uczelnia w Indo, chluba miasta.

BIP - Bandung Indah Plaza, reprezentacyjne centrum handlowe zaopatrzone w Pizzę Hut, Dunkin Donuts, Starbucksa, McDonalds'a i niezliczoną ilośc sklepów o cenach porównywalnych z polskimi, miejsce smutnie zglobalizowane, ale dobre do spędzania wieczorów, zwłaszcza ze względu na bliskośc do naszego kosu.

BEC - Bandung Electronic Centre, wyspecjalizowane centrum handu elektroniką, głównie chińskimi podróbkami markowych telefonów komórkowych.

Jl.Braga - element "starówki" (budynki holenderskiego rodowodu), pełna "malarzy" (króluje masowo malowana tandeta), sklepów i barów, mieści się na niej siedziba "Brotherhood" - tutejszego gangu motocyklowego.

Gedung Sate - siedziba gubernatora, ogromny i całkiem ładny wytwór holenderskiego art deco, którego okolice są jedynym miejscem gdzie stężenie policji jest wyższe niż śladowe a park jest w miarę czysty.

Kantor Imigrasi - cuchnący małomiasteczkowym prl-em tudzież swądem lenistwa i korupcji budynek którego pracownicy od ponad tygodnia przytrzymują paszporty autora i Rady pod pretekstem wyrabiania Kitas-u (karta stałego pobytu). Wyposażony w archetypowe wiatraki na suficie, równie archetypowo powoli mielące zatęchłe powietrze. Angielski rzecz jasna nie jest tu mile widziany, nawet dokumenty imigracyjne są wyłącznie po indonezyjsku.

Dago Plaza - średniej jakości i wielkości centrum handlowe pobłogosławione jednym z nielicznych tutaj darmowych hostspotów.

Załączam pozdrowienia dla wszystkich darmasiswowców i wszelakich znajomych w Polsce, Salam, JJ
Wkrótce jakieś bardziej narracyjne wpisy oraz zdjęcia, stay tuned!