niedziela, 13 grudnia 2009

Trzy godziny jesieni (czyli Kawah Putih i Situ Patenggan)

Dwa miesiące temu Husni, ten pier... um, nasz kochany nauczyciel, obiecał nam wycieczkę w południowe okolice Bandungu na koszt uniwerku. ................................. (dwa miesiące minęły i nic, norma) Po czym tydzień temu Rada rozwścieczona informacją że jej przyjaciele studiujący na UPI właśnie wyjechali na trzecią już wycieczkę na koszt uniwerku zrobiła Husniemu awanturę. I nagle okazało się że coś czego się nie dało zorganizowac przez dwa miesiące można zorganizowac w trzy dni. Toteż wyposażeni w zapasy zakąsek i napoji, tudzież uniwersytecki samochód i szofera, wybraliśmy się... Nie, wróc, warto opisac ten poranek: Wieczorem dnia uprzedniego postanowiłem nasrkobac do Husniego smsa z pytaniem o dokładną godzinę wyjazdu. Odpisał mi że o 8 30. Czyli w domyśle o 9. W związku z tym ustawiłem budzik na 7.30 i poszedłem spac. Niestety, dopadła mnie drobna bezsennośc, wskutek której zignorowałem budzik i obudziłem się o 8 30. Spanikowany że się spóźnię umyłem tylko zęby, ubrałem się i hop w angkota, bez kąpieli, bez śniadania. Dojechałem o 9... tylko po to by przekonac się że nikogo jeszcze nie ma. Rada jadła jeszcze śniadanie kiedy dzwoniłem bo postanowiła spytac Husniego o której wyjeżdżamy tego właśnie ranka o 8 (sic), a odpowiedź dostała o 8 45. Husni przybył o 9 20 zaskoczony że już jestem. Wyjechaliśmy w okolicach 10, w związku z czym w okolice Kawah Putih dojechaliśmy dopiero ok.12. Postawiony przed tym faktem Husni postanowił, że nie ma mowy o tym byśmy jechali dalej, trzeba coś zjeśc. Jak już Gosia wspominała na swoim blogu, jedzenie jest dla Indonezyjczyków najwyższą świętością i aktywnością absolutnie niemożliwą do odsunięcia w czasie. Wskutek tego wszystkiego do Kawah Putih (biały krater) dojechaliśmy niedługo przed 14. Oczywiście, jak to zwykle w tych godzinach, zaczęło padac. Husni bohatersko dobył parasola i kazał iśc za sobą "bo on tu już wiele razy był". Moje wątpliwości wzbudzała pamięc że dwie godziny wcześniej mówił że na wulkanie nie ma żadnych punktów gastronomicznych, a tymczasem właśnie widziałem na własne oczy że jest ich z dziesięc. I nie myliłem się w swoich wątpliwościach jak się później okazało. Weszliśmy na dośc szeroką ścieżkę idącą wpierw lasem, następnie wzdłuż plantacji herbaty. Jako że Kawah Putih jest ponad 2000 m n.p.m. pogoda jest tam bardziej ostra niż w Bandungu. W zasadzie to o wiele bardziej, lało okrutnie, wiało zimnym powietrzem, mgliło i generalnie momentami było chyba mniej niż 10 stopni. Kuriozalnie, zarówno mnie jak i Radę przepełniało to radością i dziwnym poczuciem ulgi. Jak się żyje 20 lat w klimacie umiarkowanym to organizm chyba po prostu potrzebuje chłodu raz na jakiś czas. W każdym razie wyglądało to komicznie bo podczas gdy Husni skulony w grubej kurtce trząsł się z zimna pod swoim parasolem, my z Radą biegaliśmy w rozpiętych kurtkach robiąc zdjęcia, rzecz jasna bez parasoli, za to z szerokimi uśmiechami.


Po czym doszliśmy do skarpy i Husni ogłosił że za nią kryje się jeden z Kawah Putih (twierdził że jest ich kilka). Tymczasem po dojściu na skarpę naszym oczom ukazał się... zwykły wąwóz wypełniony plantacją herbaty. Zero śladu jakiejkolwiek aktywności wulkanicznej, taki "krater" to ja sobie mogę w ogródku wykopac. Rada z początku się wściekła ale koniec końców zgodziła się z moją opinią że wycieczka była sama w sobie na tyle dużą frajdą że warto było się przejśc tak czy siak. Zawróciliśmy w stronę, zdaniem Husniego, drugiego Kawah Putih. Który to okazał się leżec jakieś 200 m od naszego parkingu, byc oznakowany wielką planszą "Witamy w Kawah Putih" i miec doprowadzoną brukowaną ścieżkę. Ręce opadają z tym Husnim...
Kawah Putih (bo tak naprawdę jest tylko jeden, Husni jak zwykle pieprzył głupoty), czyli biały krater to miejsce urokliwe i dośc fenomenalne, bo krater ten wypełniony jest jeziorem o bajecznym mleczno-błękitnym kolorze. Widok wewnątrz zapewne jest piękny ale dzięki niebywałym zdolnościom Husniego do opóźniania wszystkiego dotarliśmy do niego po 15, co w czasie pory deszczowej w górach oznacza kolosalne zamglenie. No i nici z widoków. Cośtam jednak na zdjęciach widac:

Dla mojego i Waszego pocieszenia - to samo miejsce przy dobrej pogodzie, zdjęcie "pożyczone" za pomocą googli:

Ze względu na wyziewy siarkowe w Kawah Putih nie zalecają spędzac więcej niż pół godziny, toteż wróciliśmy do samochodu i udaliśmy się do Situ Patenggan, pobliskiego urokliwego górskiego jeziorka. Po drodze były kolejne plantacje herbaty:
Wracając wpadliśmy w gigantyczny korek "zorganzowany" przez kibiców Persibu (lokalny klub piłkarski) z okazji zwycięstwa.
Indonezyjski futbol to temat wart uwagi - otóż jest to graj zamieszkany przez ponad 200 mln ludzi, z czego bez mała 80% mężczyzn interesuje się piłką nożną. Naprawdę, prawie wszyscy. Pomimo tego, indonezyjska drużyna narodowa jest na poziomie San Marino, a pierwsza liga na poziomie naszej trzeciej, może nawet czwartej. Co więcej, zarówno liga jak i reprezentacja (!!!) przeżarte są na korupcją i jest to fakt dośc powszechnie znany.
Po co ten długaśny wstęp? Otóż, moi drodzy, chciałbym Was uświadomic że tenże Persib, klub grający na poziomie RKS Wielowieś, ma ponad DWA MILIONY kibiców. 2 000 000! I z okazji zwycięstwa tegoż klubu w meczu ligowym (prawdopodobnie ustawionym) organizuje się w Bandungu celebrację jakiej w Polsce nie byłoby chyba nawet po zdobyciu pierwszego miejsca na mundialu. Chyba nigdy nie zrozumiem do końca tego narodu.
Wracając do tematu, prawdopodobnie większośc, o ile nie każda ulica w Bandungu wyglądała tego wieczora tak:

czwartek, 3 grudnia 2009

Uroczystośc na UNPASie, czyli zdjęcia na które wielu czekało

Za chwilę będziecie mieli nareszcie okazję zobaczyc Jasia w tradycyjnym sundajskim stroju (i doznac szoku na widok jego koloru), a także Radę w podobnym, choc lepszym kolorystycznie wdzianku. Gratisowo dorzucam kilka ładnych sundajskich "pawi" i kolegów ubranych jak autor bloga.
(szybkie wytłumaczenie: Jawa zachodnia, miejsce w którym obecnie mieszkam, jest regionem kultury i języka sundajskiego, Sundajczycy są drugą co do liczebności grupą narodowościową w Indonezji i stanowią 95% mieszkańców Bandungu, Universitas Pasundan (unpas) znaczy Uniwersytet dla Sundajszczyzny, więc rzecz jasna podkreśla swą przynależnośc kulturową przy każdej okazji. Dziewczyny które widac na zdjęciach w kolorowych strojach tańczą tradycyjny Tari Merak (taniec pawia).)
W ramach wstępu: trzy tygodnie temu zostaliśmy z Radą wperswadowani w uczestniczenie w uniwersyteckiej uroczystości. Do dziś nie jestem pewny czy to była uroczysta inauguracja, czy graduacja, czy też po trochu z obu. Tak czy siak zapoznaliśmy ludzi z LISMA (studenckie koło artstyczne), którzy nauczyli nas co mamy robic. W moim przypadku był to jakiś rzekomo tradycyjny taniec z parasolem i symboliczne przekazanie tegoż rektorowi (nie pytajcie jakie to ma znaczenie w ich kulturze, nie wiem, w każdym razie wyglądało to trochę jak przekazanie kluczy do miasta :F ). W czasie przygotowań, jak i samego występu była okazja poznac wiele osób i wiele różnych sundajskich tradycji, więc cieszę się że brałem w tym udział, pomimo że na środku sceny czułem się jak błazen. Uroczystośc odbywała się w Sabuga, czyli najlepszej auli w mieście, zaraz obok ITB. Oczywiście przy przymierzaniu okazało się że ciuchy w indonezyjskim rozmiarze XL są na mnie o wiele za małe (to że czapka była za mała jakoś mnie nie zaskoczyło), co doraźnie naprawiono sarungiem. Zdjęcia wrzucam dopiero teraz bo mój aparat był wtedy rozładowany i musiałem poczekac aż mi Rada skopiuje zdjęcia ze swojego na pamięc usb. Chyba już się wystarczająco rozpisałem, przejdźmy do obrazków:


I to by było na tyle, możecie się spodziewac kolejnego tygodnia albo i dwóch ciszy ;b

poniedziałek, 30 listopada 2009

Idul Adha

UWAGA, DRASTYCZNE ZDJĘCIA

Idul Adha wypadało w zeszły piątek. Jest to święto ustanowione dla upamiętnienia poświęcenia Abrahama który był gotów poświęcic Bogu własnego syna. Z tej okazji muzułmanie urządzają całonocne wycie z meczetów i poranne publiczne zarzynanie krów i owiec przed meczetami. Poszedłem zobaczyc ciekaw jak na to zareaguję - w końcu jem mięso codziennie a nigdy nie widziałem procesu "produkcji" tego co jem. Obrzydliwe, oczywiście, zwłaszcza że "halal" sposób rzezi to podrzynanie gardła... Niemniej, wegetarianinem nie zostanę, drapieżne zwierzęta robią to samo, znacznie okrutniej.
Jedyne co w całym tym cyrku wydaje mi się naprawdę godne potępienia to że przed meczetami zbierały się dzieci i oglądały tę rzeź. Nikt nie próbował nawet uchronic ich przed tym widokiem. Normalka...

Potem obejrzałem jeszcze jak robią to samo biednej owcy po czym uznałem że dośc krwi na dziś i zmyłem się do domu. Dzieciaki oczywiście zostały oglądac dalej. A u nas się dzieciom gier i filmów odmawia że niby zły wpływ mają...

-----------------------------------------------------------------------------------------------

Po południu pojechaliśmy do domu Kojecka na grilla którego dumnie określano tu "barbeque".
Chyba pierwszy raz odkąd tu przybyłem mogłem się porządnie najeśc dobrego mięsa (co prawda tylko kurczaka, ale zawsze) bez potrzeby dopychania żołądka ryżem.


I to by było na tyle póki co, kiedy zdobędę zdjęcia (a może i jakieś nagrania) z tej ceremonii na której występowałem w sundajskim stroju, wrzucę odpowiedniego posta ku zaspokojeniu powszechnej ciekawości. Pozdro!

Architektura ITB

Jako że kampus ITB może pochwalic się najładniejszymi budynkami w Bandungu, a miałem ostatnio okazję porobic zdjęcia w czasie festiwalu angklungowego który się właśnie na kampusie ITB odbywał, czas pokazac Polsce. ITB = Institut Teknologi Bandung, jeden z najbardziej prestiżowych, o ile nie najbardziej prestiżowy w tym kraju uniwerek.
(informacja dla tych którzy dawno bloga nie odwiedzali - poniżej są jeszcze dwa nowe posty z wczoraj)

A więc już bez zbędnych wstępów przejdźmy do zdjęc:



Wieczorem albo jutro dorzucę post o Idul Adha czyli muzułmańskim święcie które wypadało w zeszły piątek.

niedziela, 29 listopada 2009

Kecapi Suling i reszta sundajskiej muzyki

Tak więc moi drodzy, jak już wspomniałem w poprzednim poście, rozpocząłem naukę gry na sulingu. Z początku planowałem uczyc się gry na kecapi, ale to chyba zbyt trudne by nauczyc się w ciągu kilku miesięcy. W Lismie (studenckie kółko artystyczne) powiedzieli mi że nie bardzo jest komu uczyc sulingu, ale w czasie prób do wystąpienia na uroczystej graduacji doktorantów UNPAS-u (nie mam jeszcze zdjęc więc nie pisałem o tym, a szkoda, muszę to prędko nadrobic) poznaliśmy z Radą Paka Eddy'ego, który grał tam w uniwersyteckim zespole na sulingu właśnie. Kiedy nieśmiało spytaliśmy czy może mógłby nas trochę nauczyc odparł że z chęcia i ma czas w zasadzie codziennie około południa. Tak więc okazało się że ludzie z Lismy gadali bzdury (podobnie jak większośc Indonezyjczyków postawionych przed konkretnym pytaniem, ta narodowośc ma zakodowane że nawet jeżeli się nie ma o temacie pojęcia to trzeba zmyślic jakąś odpowiedź, bo nic nie odrzec niegrzecznie. Ile to problemów przynosi zwłaszcza kiedy się człowiek zgubi możecie sobie wyobrazic) i rozpoczeliśmy naukę gry na sulingu. A w zasadzie to ja rozpocząłem, bo Rada przyszła tylko na pierwsze zajęcia. Na jej usprawiedliwienie dodam że dla niej to od początku było trudniejsze bo ma palce za małe by dobrze zakrywac dziurki fletu. Aha, chyba jeszcze wspominałem że Suling to flet jest. Mój wygląda o tak, tradycyjny sundajski:
Suling jest instrumentem wykorzystywanym w wiekszośc gatunków sundajskiej muzyki, w kecapi suling gdzie tworzy połowę nazwy (druga połowa to też instrument, o tym za chwilę), w tembang sunda czyli kecapi suling + wokal i w gamelan degung. Gamelan mam nadzieję wszystkim jest znany, jeśli nie to wikipedia zaprasza. Przykład gamelanu sundajskiego:


Kecapi Suling, czyli to czego granie cwiczę:


Kecapi suling w wersji bardziej nowoczesnej:


Tembang Sunda - uwaga, muzyka dworska, trudna w odbiorze, trzeba się przyzwyczaic do brzmienia i słuchac w skupieniu:



Tarawangsa, bardzo tradycyjna muzyka rytualna związana z obrzędami ryżowych dożynek, istnieje tylko w jednym izolowanym regionie:


Wracając do mojej nauki, Pak Eddy grający na sulingu:


Na razie miałem tylko dwie lekcje, ale umiem już zagrac poprawnie da-mi-na-ti-la-da (pentatoniczny sundajski odpowiednik do-re-mi-fa-sol-la-si-do), a na drugiej cwiczyłem już granie piosenki z akompaniamentem kecapi granego przez Paka Eddy'ego, więc nauka mam nadzieję idzie mi dośc szybko.

Na zakończenie jeszcze dwa moje zakupy z których jestem dumny.
Angklung jednoktwowy, miesiąc temu przy Gunung Tangkuban Parahu:

I bajeczna przypinka zatytułowana "sundajskie pawie", która kojarzy mi się z żywymi i ślicznie uśmiechającymi się "pawiami" z którymi miałem okazję dwa tygodnie temu występowac:

Mam materiał na jeszcze co najomniej trzy posty, więc spodziewajcie się aktualizacji. Dla tych którzy mogliby nie zauważyc: to drugi post dzisiaj, poniżej jest wcześniejszy.

Tydzień pod znakiem angklungu

Dwa tygodnie temu odwiedził mnie w Bandungu Sebastian, poznany w Yogyi Argentyńczyk, w swoim kraju nauczyciel muzyki angklungowej. Nocował u mnie tydzień, w zamian zabierając mnie na masę angklungowych wydarzeń.
Notka dla laików - angklung to tradycyjny sundajski instrument, bardzo trudny do porównania z czymś europejskim. W dużym uproszczeniu pojedynczy angklung jest dużą bambusową grzechotką z złożoną z ramy i dwóch bambusowych rurek nastrojonych na dźwięk lub akord. Dwie sztuki dla przykładu:

Seba przyjechał w związku z angklungowym festiwalem połączonym z konkursem dla szkół, który się w tamtym tygodniu w Bandungu odbywał. Pierwszego dnia przyszliśmy na otwarcie i zostaliśmy uraczeni bardzo ładnym wykonaniem tradycyjnej pentatonicznej muzyki przez zespół angklungowy. Nagrałem i zuploadowałem na youtube, tadadam:


Następnego dnia obejrzeliśmy połowę konkursu dla podstawówek:
Po czym skierowaliśmy się do Saung Angklung Ujo czyli miejscowego turystyczno-edukacyjnego centrum tego instrumentu. Gigantyczne bambusy przy wjeździe:


Dzięki znajomości Sebastiana z synem założyciela tego miejsca mogliśmy wejśc za darmo, co przyniosło mi niebagatelną oszczędnośc 80 000 rp (24 zł, 8 obiadów). Pierwszym miejscem do którego nas zaprowadzono po godzinie spędzonej na prezentowaniu przez Sebastiana zdjęc i nagrań szkolnego zespołu angklungowego który prowadzi w Argentynie była chatka produkcyjna. Oto tuner angklungów przy pracy (człowiek obdarzony fenomenalnym słuchem i bardzo szlachetnym sposobem bycia, szacunek), oraz Seba starający się jak najwięcej od niego nauczyc:


Nastpęnie w oczekiwaniu na codzienny koncert o 16 zwiedziliśmy cały kompleks, który jest bardzo piękny. Jest też jedynym miejscem w Indonezji w którym widziałem dobrze oznakowane kosze z podziałem do recyklingu. Myślę że ich ogród to moje ulubione miejsce w Bandungu, zresztą zobaczcie sami - cisza, spokój, natura:


Powyżej dziewczynki uczące się Tari Merak (pawiego tańca), jednej z sundajskich tradycji, której poświęce więcej opisu i ilustracji w którymś z kolejnych postów, kiedy wreszcie skopiuję sobie od znajomych zdjęcia z uroczystej graduacji na moim uniwersytecie (spoiler: występowałem w tradycyjnym stroju ;d ).
Cały kompleks jest dośc silnie nastawiony na turystykę, widac to ewidentnie po programie koncertu, wielkości sklepu z pamiętkami i zawyżonych cenach. Niemniej, jakoś pieniądze zarabiac trzeba, a jako że większośc z tych pieniędzy idzie na darmową szkołę sundajskich tradycji dla okolicznych dzieci, w moich oczach są usprawiedliwieni. A oto założyciel tego miejsca i jednocześnie wynalazca współczesnego diatonicznego angklungu - Pak Udjo:

Sebastian grający na profesjonalnym zestawie angklungowym wystawionym koło sklepu:


Pora chyba przejśc do samego występu:


Następnie udaliśmy się niemalże na drugi koniec miasta, na próbę zespołu SMA UPI (Liceum Ogólnokształcącego przy Indonezyjskim Uniwersytecie Pedagogicznym), prowadzoną przez znajomego Sebastiana, ponoc najlepszego dyrygenta angklungowego. Miałem okazję przyjrzec się metodom pracy z takim zespołem, jak również niebywałym ilościom zgromadzonych w tym miejscu najróżniejszych angklungów:



Następnego dnia nie mogłem pójśc na festiwal bo miałem zajęcia, ale za to w środę namówiłem Radę na odpuszczenie cześci zajęc i pójście chociaż na częśc konkursu. Zdążyliśmy akurat zobaczyc całą kategorię zespoły uniwersyteckie i inne. Rada ewidentnie cieszyła się że się dała namówic. Tu już poziom był naprawdę wysoki, uczestnicy naprawdę starali się wypasc jak najlepiej. Nie mam jeszcze nagrań z tegorocznego festiwalu więc niech za przykład posłuży występ z zeszłorocznej edycji:


A tutaj przykład nagrania zespołu Sebastiana z Argentyny:


Wieczorem poszliśmy na koncert który nas bardzo zawiódł, poziom był znacznie niższy od konkursowego.
Następne dwa dni poświęcone były warsztatom dla angklungowców więc Sebastian jeździł już na nie sam. Ja tymczasem zaczynałem się uczyc gry na sulingu, któremu między innymi poświęcony będzie następny post, stay tuned!