środa, 14 kwietnia 2010

Celebes, cz.1 - Makassar i Pantai Bira

Trzy tygodnie temu zdecydowałem się po raz kolejny przełożyc wybranie się na Bali (ciekawe czy w końcu tam kiedyś dotrę? ;D ) i skierowac się na Celebes. Z początku Sebastien deklarował chęc przyłączenia się ale koniec końców odpisał że nie ma teraz dośc pieniędzy i po raz kilejny zmuszony byłem podróżowac samotnie. Dzięki informacji od Claudio (TImorczyk z piętra wyzej) dowiedziałem się że nasz wspólny znajomy Farid (człowiek z Makassaru studiujący w Bandungu na ITB) był w ów czas w Makassarze. Toteż skontaktowałem się z nim i załatwiłem sobie tym samym odbiór z lotniska i darmowy nocleg :)
Planowałem prosto z lotniska udac się na zwiedzanie Makassaru ale ulewa szybko zrewidowała moje plany. Zapomniałem wspomniec że na Sulawesi leciałem z nadzieją że pogoda będzie tam lepsza niż w Bandungu...
Toteż pojechaliśmy do jego domu, wieczorem wpadliśmy jeszcze odwiedzic jego rodzinę, co z kolei pomogło mi w zorganizowaniu transportu do Pantai Bira, a nawet noclegu w tejże. Otóż wynajęliśmy na spółę z Faridem samochód, co zorganizował mąż jego siostry. Cena rozsądna, szkoda tylko że Farid "zapomniał" wspomniec że zabierze z nami pół swojej rodziny... Cóż, typowe. Toteż dnia drugiego moja samotna wyprawa przetransofromowała na krótko w wypad familijny (serio, jechaliśmy w 10 osób, z czego 5 to dzieci). Dojechaliśmy na miejsce chwilę przed zachodem słońca, a i to tylko dlatego że ostudziłem zapędy Farida do niezwłocznego odwiedzenia mieszkającej w pobliżu rodziny.
Dla Indonezyjczyków dwie są rzeczy wyraźnie ważniejsze niż dla Europejczyków: jedzenie i płytkie kontakty towarzyskie, zwłaszcza z rodziną. Nie sposób wytłumaczyc przeciętnemu Indonezyjczykowi że śpieszymy się aż tak że nie ma czasu na zjedzenie obfitego obiadu. Na to zawsze jest czas. Tak samo nie ma sposobu wyłumaczyc że oglądanie zachodu słońca nad morzem jest ciekawsze niż jedzenie krakersów i gawędzenie o niczym z wujkiem siostra męża cioci siostrzenicy ojca. Jedyny sposób by przekazac komunikat to wyraźne zasygnalizowanie niezadowolonia tonem, a i to, choc odnosi skutek, jest niewskazane, bo pozostawia Indonyzejczyków ze zszokowaną miną.
Przerwa na zdjęcia:
Tradycyjne domy z południowego Celebes. Bardzo podobne do tych z północnej Jawy i południowej Sumatry, podejrzewam że również do tych z Malezji. Wszystkie mieszkające w takich domkach grupy etniczne mają kilka cech wspólnych - po pierwsze używają dialektów języka staromalajskiego które są do indonezyjskiego zbliżone o wiele bardziej niż inne lokalne języki. Dla porównania język bugis (płd.Celebes) ma się do indonezyjskiego jak góralski do polskiego, podczas gdy język sundajski (zachodnia Jawa) czy jawajski (reszta Jawy) mają się do indonezyjskiego jak hindi do norweskiego, czyli niemalże nijak. Druga "wyróżniająca" ich cecha to że są najbardziej miałkimi kulturalnie grupami etnicznymi. Wszystkie wymienione regiony (płd.Sumatra, płd-zach.Celebes, półwyspowa Malezja) pod względem tradycyjnej kultury mają do zaoferowania prawie nic, albo zupełnie nic. Przyznają to nawet sami mieszkańcy.

Poszliśmy spac, które to spanie skutecznie umożliwiał wrzeszczący siostrzeniec Farida. Ech... Przynajmniej w ramach okazania szacunku dla sponsora wycieczki (jakby nie patrzec, płaciłem za pół samochodu, zajmując 1/10 miejsca) przyznano mi własne łóżko podczas gdy większośc spała na podłodze (załatwili od jakiejś dalekiej rodziny zgodę na przenocowanie za darmo w ich daczy - jeden szkopuł, miała tylko trzy łóżka na wyposażeniu). Rankiem wstaliśmy z zamiarem morskiej kąpieli. Ja sobie popływałem jakieś pół godziny, które oni spędzili na nadmuchiwaniu kółek dla dzieci. Kiedy wyszedłem na brzeg się wysuszyc, miałem okazję w spokoju poobserwowac ich kiedy z podziwu godną odwagą uskuteczniali mrożącą krew w żyłach, niemal samobójczą w swej ryzykowności kąpiel morską w stylu indonezyjskim:
Zwróccie proszę uwagę na doskonale dopasowane i hydrodynamiczne stroje kąpielowe.
Może przy okazji wspomnę że przed wizytą w Pantai Bira zdołałem jakimś cudem spędzic siedem miesięcy w Indonezji nie będac ani razu nad morzem.
Po tej jakże inspirującej kąpieli spakowaliśmy manatki i wyruszyli w drogę powrotną. W ramach ilustracji typowy widoczek krajobrazu w okolicy Makassaru:
Po drodze udało się mi nakłonic ich do zjechania na chwilę w stronę tradycyjnej stoczni (odwiedzenie której było zresztą głównym powodem dla którego w ogóle chciałem do Pantai Bira pojechac). W stoczni tejże dziedzice sławnej tradycycji marynarskiej Bugisów budują wciąż drewniane łodzie z kadłubami konstruowanymi bez użycia gwoździ. Potem rzecz jasna montuje się do tego silnik bo który rybak w dzisiejszych czasach ma czas czekac na pomyślny wiatr w żaglach... Niemniej jest to żywa tradycja która w Europie już dawno wymarła:
Po strzeleniu odpowiedniej ilości fotek pojechaliśmy w podróż powrotną, wpadając jeszcze po drodze na obowiązkową wizytę podziękowalną do tejże ich dalekiej rodziny która użyczyła nam swojej daczy do spania. Rodzina ta mieszkała w bardzo fajnym tradycyjnym domu:
Po powrocie do Makassaru i zakupieniu biletu do Rantepao (najważniejsze miasto w regionie Tana Toraja, o którym w części nastepnej opowieści) udałem się z Faridem obejrzec atrakcje turystyczne Makassaru. Te okazały się niezbyt fascynujące, Fort Rotterdam to no cóż, zwykłe stary fort, zaś port rybacki Makassaru był chyba najohydniej śmierdzącym miejscem w jakie mi się w życiu zdarzyło trafic.
Jeszcze odwiedzony przed wyjazdem do Pantai Bira pałac radży Gowa o którym zapomniał wspomniec wcześniej:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz