sobota, 13 lutego 2010

Sumatra Cz.7 - Seminaria

Częśc z Was zna już całą historię ale nie wspominałem o tym do tej pory na blogu, więc streszczę:

Trochę ponad miesiąc temu dostałem smsa od znajomego Polaka który mieszkał parę miesięcy w Bandungu. Pisał że dostał propozycję pracy, ale nie może jej przyjąc bo kończy mu się wiza i w związku z tym musi opuścic Indonezję. Pytał również czy ja bym się jej nie podjął. A była to następująca propozycja: wygłoszenie wykładów nt. polskiej edukacji na dwóch seminariach w Płd. Sumatrze. Termin - połowa lutego, płaca - bardzo dobra, hotele i bilety lotnicze gratis. Rzecz oczywista, zgodziłem się żeby przekazał im mój nr komórki i czekałem na wiadomośc od nich. Jako że nie odezwali się cały tydzień, poleciałem na Płn. Sumatrę przekonany że albo mnie nie chcą albo jeszcze jest dużo czasu. Tymczasem... w czasie podróży do Bukittinggi dostałem smsa że owszem, chcą mnie na dwa seminaria, ale na początku lutego...aduh! Oczywiście chcieli dostac wersję wordową i powerpointową mojej "pracy", która przecież jeszcze nie istniała. Tak więc mój drugi i trzeci wieczór w Bukittinggi upłynęły w kawiarence internetowej na pośpiesznym tworzeniu prezentacji. Do Bandungu mogłem wrócic tylko na dwa dni żeby się przepakowac i oddac brudne rzeczy do prania. Oraz zakupic reprezentacyjne ciuchy, również w pośpiechu. Następnie spotkanie z moją tłumaczka (mówiłem, rzecz jasna, po angielsku) i samolot do Palembang. Tam powitanie iście królewskie, klimatyzowana fura, świetny hotel, oficjalna atmosfera... czułem się jakbym był na delegacji.
Seminaria były "międzynarodowymi konferencjami nt. edukacji", oczywiście byłem jedynym przemawiającym nie-Indonezyjczykiem, więc to moja obecnośc dodawała przymiotnik "międzynarodowe". Wszystko to tak naprawdę było wielką farsą, o czym wiedzieliśmy zarówno my, jak i organizatorzy i nawet publicznośc. Publiczności (grono indonezyjskich nauczycieli na jakichś zadupiach w Płd. Sumatrze) zależało tylko na certyfikatach rozdawanych po zakończeniu, których potrzebują zebrac kilka by móc przystapic do egzaminu na nauczyciela dyplomowanego. Nam i organizatorom zależało rzecz jasna na pieniądzach ;P
Tak więc poznałem trochę istotnych ludzi, wygłosiłem dwa nikomu niepotrzebne wykłady, popozowałem do tysiący zdjęc po zakończeniu swoich wykładów (teraz już rozumiem co to znaczy przemęczyc mięśnie podnoszące wargi, po dziesieciu minutach nieustannego uśmiechania się mięśnie nie dają już więcej rady), zgarnąłem zgrabną kupkę kasy i wróciłem do Bandungu, gdzie obecnie siedzę z bolącym gardłem. Przeskakiwanie z klimatyzacji do upału i na odwrót szkodzi zdrowiu...
Parę zdjęc z wykładów, bo okolica jest wyjątkowo nieinteresująca i niefotogeniczna, a i czasu na zwiedzanie nie było:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz