piątek, 28 stycznia 2011

Tajlandia, Cz.4 - Ayutthaya

Przyjeżdżając do Ayutthayi po raz pierwszy znalazłem się w autentycznej Tajlandii, z dala od błyszczącej supernowoczesnej stolicy. Tam nie było już tak błyszcząco i różowo, za publiczny transport nie służyło metro, nadziemna kolej ani nawet klimatyzowane autobusy. W Ayutthayi tubylcy podróżują na przerobionych ciężarówkach zwanych songtchaew:

świątynie nie są już tak bogate i czyste, ani z zewnątrz ani wewnątrz:

A niektóre budynki wyglądają jakby żywcem wyrwane z PRL-u:


Przespałem się w niezwyklem tanim i całkiem sympatycznym hostelu i wyruszyłem na wierzchu świeżo wypożyczonego roweru obejrzeć to, po co tam przyjechałem - otóż w sercu Ayutthayi znajduje się olbrzymi park mieszczący ruiny pozostałe po pałacach i świątyniach miasta które jeszcze 250 lat temu było stolicą Tajlandii. Już nim nie jest ponieważ inwazja Birmańczyków zakończona zdobyciem, splądrowaniem i doszczętnym spaleniem Ayutthayi przekonała ówczesnego króla że musi przenieść stolicę w miejsce lepiej nadające się do obrony. I tak powstał Bangkok. Tymczasem ruiny pozostały i są jedną z topowych atrakcji turystycznych Tajlandii. Szczerze mówiąc, zawiodłem się. Park jest piękny, ale same ruiny są takie... zwyczajne, zupełnie nie mają klimatu właściwego Borobudur i Angkor Wat. Może wynika to z tego że są ceglane, ale w moim odczuciu nie są ani interesujące ani ładne:


Sam park jest bardziej warty uwagi:


Bardzo interesujące są też szczęśliwie nie splądrowane przez birmańskich najeźdźców zabytki po drugiej stronie rzeki, wśród nich piękna 400-letnia świątynia:

Za tą świątynią znajduje się drzewo które uznawane jest za jeden z cudów Tajlandii i miejsce niezmiernie święte, a to dlatego że dziwnym zrządzeniem losu drzewo to wyrosło na stupie i obrosło posąg Buddy, tak że teraz wystaje tylko jego głowa, przytulana przez korzenie:


W całym zwiedzaniu najprzyjemniejsza była chyba sama jazda na rowerze nad rzeką i kanałami.
A poniżej nieodłączny element tajskiej i khmerskiej religijności - przydomowa kapliczka służąca do karmienia duchów opiekuńczych. Taka mini-budowla znajduje się przy prawie każdym domu i budynku w kraju:


Pod jedną ze świątyń można było podziwiać poczet najwybitniejszych tajskich krolów:

Tak zaś wygląda tajski cmentarz:

Jeszcze tego samego dnia wieczorem wróciłem do Bangkoku z zamiarem złapania nocnego autobusu na południe kraju, ale o tym już w nastepnej części..

2 komentarze:

  1. to czekamy na kolejne relacje....z poludnia

    OdpowiedzUsuń
  2. W porównaniu z pana imponującym blogiem raczej niczego odkrywczego nie napiszę, dzięki "uprzejmości" khmerskich celników na zwiedzanie południa miałem raptem dwa dni...
    Później będzie relacja z podróży busami i autostopem z Jakarty na Flores i z powrotem, mam nadzieję ciekawsza.

    OdpowiedzUsuń