środa, 10 lutego 2010

Płn. Sumatra Cz.3 - Jezioro Toba - Rozwinięcie i Zakończenie

Jako że Samosir jest sporą wyspą (wielkości Singapuru) i do tego górzystą, następnego dnia z rana wynajęliśmy motory (towarzyszący nam Indonezyjczycy oczywiście umieli prowadzic, i co niezwykłe, sami za siebie płacili na równi). Widoki po drodze były wspaniałe, i frajda za jazdy (drogi są tam zaskakująco znośnej jakości) spora. Niestety, cały dzień grzało słońce, a ja głuptasek nie zabrałem kremu do opalania (nigdy dotąd go nie potrzebowałem). W efekcie pod wieczór moje czoło, nos i przedramiona były tak czerwone jak to tylko możliwe... Ale nie wyprzedzajmy, najpierw kilka zdjęc z poranka:

(to nie skansen, to zwykłe mieszkalne domy)

(grobowiec króla)
(tradycyjne grobowce, im więcej pokoleń następców zdążył się doczekac denat przed zejściem, tym więcej pięter)

Około południa dotarliśmy do skansenu, akurat na czas by obejrzec występ tradycyjnego zespołu muzyczno-tanecznego. W związku z tym czas na krótki wstęp kulturalny:
Prowincja Sumatra Północna, a zwłaszcza okolice jeziora Toba, są zamieszkane przez Bataków. Jest to ludek powszechnie nielubiany przez pozostałe indonezyjskie grupy etniczne, po części zasłużenie (patrz mój wczorajszy komentarz nt. kierowców becaków w Medanie), po części ze względu na uprzedzenia - Batakowie najdłużej w tym regionie pozostali "barbarzyńcami". W związku z tym nie dotknęła ich XVI wieczna fala Islamu w regionie i dzięki późniejszym niemiecko-holenderskim misjom w większości są chrześcijanami. Przykłady tradycyjnych domów i grobów macie powyżej, co jeszcze... Batakowie, podobnie jak niemal każda narodowośc w Indonezji, są Austronezyjczykami (grupa kulturowo-językowa rozciągająca się od Sumatry do Hawaji i od Filipin do Nowej Zelandii), z tym że w przeciwieństwie do większości tychże narodów zachowali swoja pierwotną kulturę w stanie niemal nietkniętym obcymi wpływami. W związku z tym podobieństwo do kultur Pacyfiku, zwłaszcza Maorysów, jest uderzające, szczególnie w rzeźbie.

(dziób królewskiego canoe)

Muzyka jest gdzieś pomiędzy Gamelanem a Pacyfikiem, tradycyjna orkiestra nazywa się Gondang, a nazwę swą bierze od wiodącego instrumentu - dośc unikatowego zestawu strojonych bębnów.


Tradycyjny element stroju nazywa się Ulos, jest mniej więcej rozmiaru ręcznika i przewiesza się go przez ramię.

Niestety, artyści bardzo wyraźnie odbębniali codzienną pracę zarobkową i nie czerpali z niej szczególnej radości.
I jeszcze filmik z tegoż wystepu, mam kilka, ale mój net nie pozwala mi ich zuploadowac więc posłużę się znalezionym na youtubie filmikiem z dokładnie takiego samego występu:


Następnie skierowaliśmy się w stronę północnego skraju "wyspy" - po drodze było "źródło siedem smaków" i "japońska jaskinia" o które zahaczyliśmy - oba okazały się kompletnie niewarte uwagi, ale za to droga była piękna:

Następnie wjechaliśmy na górę blisko przesmyku z której widok był oszałamiający. Był tam również "królewski dwór", w mojej opinii niewart uwagi. Toteż widoki:

Następnego dnia wynajęliśmy rowery (błąd, bardzo duży błąd, po łatwości jazdy na motorach zapomnieliśmy jak górzysty jest teren) i resztkami sił dotarli do drugiego kluczowego muzeum, w którym udało mi się zakupic Ulos za 1/4 zwykłej ceny. Muzeum może się poszczycic zachowanymi kamiennymi "meblami" rady starszych i autentycznymi wnętrzami tradycyjnych domów.

Autor, Humayun i Agung (niech żyje przyjaźń polsko-uzbecko-batacka)

Dnia następnego przystąpiliśmy do kolekcjonowania oleh-olehów (nieprzetłumaczalny zwrot określający pamiątki należne według indonezyjskiej tradycji znajomym podróżującego po jego powrocie). Rozpoczęliśmy znając lokalne warunki od znalezienia sklepu którego właściciel jest jednocześnie producentem. Dośc łatwo znaleźliśmy takowy - właścicielem był rzeźbiarz który w dokładnie tym samym pokoju rzeźbił w trakcie gdy my oglądaliśmy asortyment. Za ręcznie rzeźbiony batacki domek zwykły sklep chciał 50 000 rp, i tyle też płacili w większości biali, nabierający się na przylepioną cenę. Nasz rzeźbiarz zaczął od 30 000, zjechał do 20 000 kiedy zrozumiał że mówię po indonezyjsku, a kiedy zdeklarowałem chęc zakupu trzech sztuk i potargowałem się trochę, cena spadła do 10 000 rp za sztukę. Pozdrowienia dla wszystkich grubych Niemców płacących 50 000 za kawałek drewna i 25 000 za nasi goreng :*
Po zebraniu satysfakcjonującej ilości pamiątek wsiedliśmy na pokład promu powrotnego... i wymiękli widząc jaka pogoda czeka nas na drugim brzegu. Panie kapitanie, wpływamy w sztorm!


Wróciliśmy do Medanu się przegrupowac. Huma stwierdził że na dalsze wyprawy w tym miesiącu go nie stac, w związku z czym skontaktowałem się z przewodnikiem po dżungli, znajomym Agunga, wyspałem w klimatyzowanym luksusie pokoju Humy, zostawiłem tymczasowo zbędne rzeczy i wyruszyłem następnego dnia w okolicach południa do Bukit Lawang. Ale to już historia na kolejnego posta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz