czwartek, 4 lutego 2010

Północna Sumatra cz.1 - Medan, Berastagi

Jak chyba wszyscy wiedzą trzy tygodnie temu uznałem że Bandung stał się już miejscem zbyt znajomym i przaśnym, wobec czego zrezygnowałem z planów wybrania się na Bali i wyruszyłem ku bardziej sprzyjającej przygodom Sumatrze północnej. Polecieliśmy wraz z Humayonem (zaprzyjaźniony student Darmasiswy z Uzbekistanu, studiuje w Medanie) bezpośrednim samolotem do Medanu. Jako że Humayon musiał załatwic kilka spraw, przede wszystkim odebrac zaległe stypendium (uprzedni miesiąc spędził w Bandungu, gdzie go poznałem), spędziłem przymusowo pierwsze dwa dni w Medanie. Miasto to nie ma w sobie żadnego, absolutnie żadnego uroku który mógłby przyciągnąc kogokolwiek. Temperatura oscyluje w ciągu dnia w okolicach 34 stopni, wiatru nie stwierdzono. Lokalni mieszkańcy to w większości Chińczycy (bardzo cisi i raczej zamożni) i Batakowie (biedni, bardzo głośni, niegrzeczni i pełni pretensji). Ci drudzy są klątwą dla każdego białasa który zawita w te strony bo stopień natarczywości z jakim oferują swoje usługi transportowe i całkowity brak zrozumienia że:
a) "dziękuję, nie, proszę pana" znaczy "NIE"
b) ktoś może chciec iśc pieszo
przekraczają wszelkie normy jakie jestem sobie w stanie wyobrazic. Nigdzie dotąd w Indonezji nie czułem się tak obco i tak wrogo jak w Medanie. Niemniej, w ciągu tych dwóch dni miasto miało do zaoferowania kilka interesujących (choc niekoniecznie w pozytywnym sensie) rzeczy. Numero uno - wielkie COŚ mające służyc za dzielnicę mieszkaniową a wyglądające jak gigantyczna betonowa replika barokowej starówki: Drugi architektoniczny potworek - kto zgadnie jakiego wyznania jest ta świątynia bez powiększania obrazka zyska +5 punktów rispektu: I jeszcze farma krokodyli którą odwiedziliśmy z nudów: Drugiego dnia wieczorem spotkaliśmy się ze znajomym Humy, pierwszym inteligentnym i grzecznym Batakiem jakiego spotkałem. Umówiliśmy się na zbiórkę za dwa dni w Pematangsiantar celem wspólnej wyprawy nad jezioro Toba. Tymczasem następnego dnia rano wybraliśmy się wraz ze zorganizowanym przez Humę dwoma Indonezyjczykami którzy za cenę benzyny i obiadu zgodzili się nas obwozic na motorach do Berastagi. Po drodze było kilka ciekawych widoczków:

Dotarliśmy tą piękną górsko-leśną drogą do Berastagi, gdzie spożyliśmy obiad i napoiliśmy nasze oczy pomnikiem bohaterskich indonezyjskich żołnierzy - zwróccie proszę uwagę na rozbrajające rambo-podobne figurki na szczycie, wyglądają jak gumowe żołnierzyki dla dzieci:


Jako że pogoda nie zapowiadała się dobrze, zrezygnowaliśmy z wyprawy na pobliskie wulkany i skierowali bezpośrednio ku wodospadowi Sipisu-pisu. Po drodze trafił się przykłąd tego że w Indonezji zdarza się też całkiem dobra architektura:


Droga do wodospadu była dramatycznie, po prostu dramatycznie złej jakości - często to już nie była dziura w drodze, to była droga dookoła dziury. Momentami dziura na dziurze tak że ciężko było w tym kamieniołomie znaleźc asfalt. Oczywiście wszystko to na wąskiej drodze wijącej się wśród gór. Nasze tyłki jak to dosadnie z Humajonem ujęliśmy bolały nie jak po jeździe na motorze ale na wibratorze. Oczywiście jakiś kilometr przed wodospadem musiała dopaśc nas ulewa wskutek której spędziliśmy dwie godziny pod plandeką i dotarliśmy na miejsce niedługo przed zmrokiem. W każdym razie warto było - wodospad ma grubo ponad 100 metrów wysokości i, zwłaszcza od dołu, jest bardzo ładny, a z góry rozciąga się piękny widok na jezioro Toba:


Jako że w czasie gdy wracaliśmy z dołu zaczęło znowu padac naprędce zjechaliśmy nad jezioro Toba zjeśc kolację i wyruszyliśmy z powortem do Medanu. W czasie drogie zdecydowaliśmy zgodnie że stopień naszego przemoczenia i bolesności naszych zadków przekracza dopuszczalne normy i jest absolutnie niezbędne abyśmy wpadli po drodze do gorących źródeł. Te okazały się byc niewiarygodnie tanie (wstęp 5000 rp - 1,5 zł, nielimitowany czas pobytu) i świetnie wykończone:


Po kilku godzinach relaksu w gorących źródłach wyruszyliśmy późnym wieczorem do domu i walnęli do łóżek nabrac sił przed nadciągającym wyjazdem nad jezioro Toba. To be continued tomorrow...

1 komentarz:

  1. grzecznym Batakiem jakiego spotkałem. Umówiliśmy się na zbiórkę za dwa dni w Pematangsiantar celem wspólnej wyprawy nad jezioro Toba. Tymczasem następnego dnia rano wybraliśmy się wraz ze zorganizowanym przez Humę dwoma Indonezyjczykami którzy za cenę benzyny i obiadu zgodzili się nas obwozic na motorach do Berastag

    OdpowiedzUsuń