niedziela, 20 lutego 2011

Indonezja po raz drugi - cz.4: Denpasar, Bali Arts Festival

Nasz autobus dojechał do wschodniej krawędzi Jawy i wjechał tam na prom. Kiedy zjeżdżaliśmy z promu po balijskiej stronie akurat świtało i już kilkanaście minut później jasne było że wjeżdżamy na wyspę o zupełnie odmiennej kulturze - co kilka kilometrów natykaliśmy się na tarasujące drogę procesje religijne, jedne z okazji jakiegoś lokalnego święta, inne ślubne, jeszcze inne pogrzebowe.
Bali to turystyczna wizytówka Indonezji, statystyki mówią że 80% turystów którzy przyjeżdżają do Indonezji zwiedza tylko i wyłącznie Bali, nigdy nie odwiedzając innych zakątków Indonezji. To jednak ogromny błąd, bo (narażę się niektórym pisząc to) Bali jest przereklamowane jeśli chodzi o krajobraz. Są w Indonezji dziesiątki miejsc obdarzonych ładniejszymi, mniej zatłoczonymi i przede wszystkim czystszymi plażami, lasami i rafami koralowymi. Ulubione przez turystów południowe Bali jest, nie ukrywajmy tego, turystycznym gettem i przebywając tam można się dowiedzieć o Indonezji tyle co na Ibizie o prawdziwej Hiszpanii albo w Juracie o prawdziwej Polsce.
Bali to również jedyna indonezyjska wyspa zdominowana przez Hinduistów. Dzięki temu tradycyjna kultura (oparta na hinduiźmie właśnie) jest tu lepiej zachowana niż w innych częściach kraju.

Autobus dowiózł mnie w końcu do Denspasaru, czyli największego miasta na Bali, który według większości przewodników jest nudny i turyści powinni go omijać. Ja spędziłem tam z przyjemnością kilka dni i stwierdzam że ludzie którzy podrózując opierają się tylko na przewodnikach są głupi i dużo tracą. W Denpasar zatrzymałem się w hotelu Adi Yasa, który z tego miejsca serdecznie polecam podróżnikom. Klasycznym turystom, przyzwyczajonym do wygody i czystości, może mniej. Hotelik nie oferuje żadnych wygód poza zupełnym minimum i jego pokoje nie widziały od lat remontu, ale jest za to tani, bardzo klimatyczny i pozwala się wyspać w ciszy i spokoju. Do tego właściciel jest niezwykle sympatycznym Balijczykiem i kopalnią wiedzy o kulturze swojego ludu. To on właśnie uświadomił mi że mam ogromne szczęście przyjechać do Denpasar akurat w trakcie ogromnego festiwalu tradycyjnej sztuki i tym samym sprawił że zostałem tam kilka dni zamiast jednej nocy.
O festiwalu za chwile, najpierw trochę widoczków z Denpasar:

Brama jednej ze świątyń

Ozdobny taras centrum kultury

Jedna z głównych ulic

Muzeum

Urząd miasta

Regionalne dowództwo armii, piękny posąg
(przy okazji warto wspomnieć że Indonezja, kraj wydawałoby się zacofany, ma armię zawodową od dziesięcioleci i w zasadzie nigdy nie prowadziła przymusowego poboru)

Dawny pałac radży (króla)

ulica obok alun-alun (rynku)

A to sam alun-alun czyli indonezyjski odpowiednik europejskiego rynku - duża publiczna przestrzeń na zgromadzenia/targi/imprezy otoczona najważniejszymi budynkami miasta. Z tym że jak widać Indonezyjczycy wolą trawę od bezdusznego granitu.

A to dzielnicowe centrum kultury. Co wieczór dziesiątki dziewczynek w różnym wieku trenowało tam tradycyjne tańce, popołudniami starsi panowie ćwiczyli grę na gamelanie i grali w kraty. To jest coś co w Balijczykach podziwiam - szanują swoją tradycję. Zadajcie sobie drodzy czytelnicy pytanie - ile procent Polaków, zwłaszcza młodych, umie zatańczyć taniec regionalny albo chociaż ma w domu tradycyjny strój? Ja sam nie umiem, nie mam. I wstyd, bo na Bali tradycyjny strój ma każdy a zatańczyć lub zagrać coś potrafi większość.

Teraz czas na festiwal. Nazywa się on Pesta Kesenian Bali, czyli festiwal sztuki balijskiej, odbywa się co roku i trwa uwaga uwaga... cały miesiąc! Przez trzydzieści dni od godziny 16 do 22 w ogromnym centrum kultury swoje umiejętności prezentują muzycy, tancerze, aktorzy i nawet komedianci z wszystkich zakątków wyspy. Żeby nie było nudno, występy odbywają się na kilku scenach jednocześnie, także mamy wybór. Na festiwal każdego dnia przychodzą dziesiątki tysięcy ludzi, i to w zdecydowanej większości lokalnych mieszkańców, bynajmniej nie turystów. Ludzie ci bardzo żywo reagują na występy, cieszą się nimi, dają artystom wielominutowe oklaski. I nie mówimy tu o żadnych "unowocześnionych" disco-wersjach tradycji, to jest festiwal autentycznej kultury.

Tak wygląda główna scena centrum kultury:


Resztę niech opowiedzą nagrania, najpierw konkurs muzyki gamelanowej - czyli tradycyjnej balijskiej orkiestry, ich odpowiednika muzyki klasycznej:





Występ solowy, mój ulubiony balijski taniec - Kebyar Duduk:



Tradycyjne tańce zespołowe:





I Kreasi Baru czyli nowe choreografie oparte o tradycyjne motywy:






I jeszcze coś czego nie udało mi się uchwycić na video czyli rytualny taniec dwóch ludzi w stroju mitycznego stwora Baronga - pół-lwa, pół-psa i jednego w stroju jakiejś mitycznej wiedźmy:



I parę ciekawostek sfotografowanych po drodze do centrum kultury:

Płot przed świątynią

wspaniała płaskorzeźba

Podobniej jak w Tajlandii i Kambodży, koło większości balijskich domów znajdują się małe kapliczki. Ponieważ balijska odmiana hinudizmu jest przynajmniej w teorii monoteistyczna, a wyznawcy wierzą że Bóg-Stwórca jest wszechogarniający i nieopisywalny i przedstawianie go w formie posągów czy obrazów jest świętokradztwem, kapliczki te często przyjmują formę symbolicznego pustego bożego tronu, tak jak powyżej.

Teren parku kultury w Denpasar oferuje nie tylko festiwal, mieści również ogromny park (w zgodzie z nazwą), kilka hal wystawowych dla rzemieślników i ogromne targowisko vis a vis wejścia. Ponieważ miejsce to nie jest znane turystom, odwiedza je niewielu turystów, co z kolei przekłada się na uczciwe ceny - czyli znacznie niższe niż te przy pomocy których z turystów doi się pieniądze w bardziej uturystycznionych zakątkach Bali. Kupiłem tam piękny tradycyjny flet (zdjęcie będzie przy innej okazji), kilka sarungów i bransoletkę dla matki, wszystko co najmniej dwukrotnie taniej niż porównywalne produkty kosztowały w turystycznej mecce Ubud.
Kiedy kręciłem się w kółko oglądając ofertę niezlicznonych stoisk i akurat rozważałem zakup rzeźbionego fletu zaczepił mnie starszy brodaty pan który zwrócił uwagę na to że rozmawiałem o balijskiej muzyce ze sprzedawcą, po indonezyjsku oczywiście. Okazało się że ów starszy pan był prowadzącym w radiu które transmitowało cały festiwal. I poprosił mnie żebym przyszedł godzinę później do studia udzielić wywiadu. Co zrobiłem, rozmawialiśmy o moim doświadczeniach z życiem w Indonezji i tym jak wartościowe i godne podziwu jest to że Balijczycy masowo przybywają podziwiać swoją tradycyjną sztukę. Kolejna zwariowana przygoda na tej wyprawie, a przed powrotem do Polski miało mi się ich przytrafić jeszcze kilka.
Tymczasem post zrobił się o wiele za długi więc o zwiedzaniu reszty Bali napiszę następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz